Przez ostatnie kilka dni ciężko było mi się oswoić z myślą, że
skończyło się lato. Mimo ugotowanej już w tamtym tygodniu zupy z dyni (która
dla mnie jest niezbitym dowodem na nadejście kolejnej pory roku), dopiero
wczoraj postanowiłam przywitać jesień. Zapaliłam w pokoju zapachowe świece,
rozłożyłam ratanowe kulki z lampkami LED, zrobiłam herbatę z cytryną i usiadłam
pod kocem przeglądając wrześniowe magazyny o modzie.
Jesień to pora roku, przed którą zawsze mocno się bronię. Nie lubię
tego całego deszczu, mokrych ubrań, noszenia zbędnego balastu (parasola,
płaszcza) czy zakładania całkiem zabudowanych butów, które będą jeszcze co
najmniej przez miesiąc szorować moje stopy (też tak macie?). Na dworze
temperatura zaczyna robić się o wiele niższa niż w sklepach i po wejściu do pomieszczenia
czuję się jakby ktoś mnie podgrzewał w piecyku (bo nie lubię nosić kurtki w
ręku). Przeżywam też fakt, że jeszcze kilka stopni mniej i w głowie zrodzi się
myśl, żeby zacząć wychodzić na zewnątrz w kołdrze.
Jednak czasem w tej polskiej jesieni można odnaleźć trochę piękna. Gdy
nie pada deszcz, a na ziemi leżą jeszcze nie przegnite, kolorowe liście. Gdy idę
na uczelnię i ciepłe słońce przebijając się przez drzewa, ogrzewa mi twarz. Gdy
ulegam mojej płaszczowej szajbie i do zapchanej już i tak szafy trafia nowa
peleryna czy płaszcz. Gdy zakładam czarny kapelusz do spółki z poncho i czuję
się jak miszczyni jesiennego boho (wiem, cóż za pewność siebie…).
Ta fotka dostała na insta mnóstwo serduszek, chyba powinnam częściej pokazywać swoje stylówy :D
Jesień przypomina mi, że trzeba zrobić w szafie reorganizację, szybko
zanieść do szewca kozaki na zmianę fleków, że nadchodzi czas pisania pracy
magisterskiej i że muszę znaleźć długie rękawiczki, bo niedługo mogę wracać do
mieszkania z czerwonymi dłońmi.
W tej porze roku jest też coś, co mnie elektryzuje. Długie wieczory
skłaniają do spacerów i oglądania kominów, z których leci dym. Albo do
zakutania się w gruby sweter i czytania książek ulubionego autora. Jest w tym wszystkim
pewna nostalgia, pewien klimat, który czuje się tylko jesienią. I dobrze, że
jest ona stosunkowo krótka, porównując do długości pór roku w świecie Westeros.
Bo ludzie wciąż potrzebują zmian. Ale to już całkiem inny temat.
Kto zgadnie, ile to lat temu? ;)
0 komentarze:
Prześlij komentarz